dinosaurs roam the earth

dinosaurs roam the earth

czwartek, 16 lutego 2012

Ja, a Krzyszfor Ibisz i smak gorzkiej kawy.

Źle jest wtedy, kiedy w krótkich, bo krótkich godzinach snu przed egzaminem przy przewracaniu się z boku na bok znajdujesz w pościeli długopisy (kartki, zeszyt, książki). Słodkie życie.

5.30. Mary wstaje i po ciemku, po omacku robi brzuszki, a mi rośnie brzuch, nie wchodzę na wagę i nie patrze nawet w stronę miarki z Ikei obciętej tak, żeby była centymetrem do mierzenia o ile za dużo mam do Carol Models, jak daleko do Kate Moss, moich marzeń, które dawno już zostały zasypane okruszkami z pysznego, białego tuczącego pieczywa. Słodkie życie.

Obudziłam się, żeby jeszcze troszkę, jeszcze troszkę poczytać przed tym egzaminem. Przed chwilą tańczyłam z Krzysztofem Ibiszem jakiegoś porządnego rockandrolla z podnoszeniem (ten Krzysztof Ibisz jest teraz naprawdę wszędzie!!), ale okrutny budzik wyrwał mnie z tego tańca. I wrzucił w inne objęcia - czułe objęcia tranzystorów unipolarnych. Słodkie życie.

Opowiadam Mary historię, jak przestraszyłam się, kiedy dziecko sikało na różowo. A to tylko po burakach. Mary robi mi kawę (piję taką nieposłodzoną, bo i tak czuję się coraz mniej glamorous mając nie tylko Tłusty Czwartek, ale też Tłustą Środę, Tłusty Piątek i Całe Życie Ostatnio Tłuste. Częściowo też dlatego, że nie chce mi się wstać po cukier). Gorzka kawa, słodkie życie.

środa, 15 lutego 2012

Ja, a odgrzewana pizza.

Oh, jak nisko już upadłam. Kupuję pizzę za mniej niż siedem złoty i skarpetki w Biedronce, skarpetki garniturowe męskie, 1.99. Bo nie mam żadnych na jutro wypranych. Dokupuję najgorszą rzecz na świecie- topiony ser w plastrach na pocieszenie do pizzy z Biedronki. I wstyd mi w tej Biedronce przed jakimś Eko Hipsterem, nie wiadomo kim, ja z tą pizzą w ręce i serem, skarpetkami garniturowymi męskimi (dwie pary) i kupuję dwa pomidory, spadają mi na brudną, biedronkową podłogę przez dziurawy z dwóch stron worek. Upadły nisko, tak jak ja.  Zastanawiam się, czy to nie są najbrzydsze pomidory, jakie w życiu kupiłam, wącham je, pachną Słońcem, tak jak tylko pomidory potrafią.

Potem szukam w tej Biedrze maseczki do twarzy, takiej na pocieszenie. Nie znajduję. Zapamiętuje tylko, ile dziewczyn z zdjęć nad kosmetykami w tej smutnej Biedronce jest ładniejszych ode mnie.

W mieszkaniu ze wstydem obkładam pizzę serem.

Uczę się. Na skraju wytrzymałości, maluję paznokcie nad elektroniką. Też sobie kierunek wybrałam.  Czy to w ogóle możliwe, malowanie paznokci i elektronika nie mieszczą mi się koło siebie w głowie. Beżowy lakier do paznokci mini-beauty, który kupiłam w kiosku w Gorzowie i tranzystory unipolarne.

Prawie pojechałam dzisiaj do domu,do tego Gorzowa, (gdzie kupiłam beżowy lakier i wiele innych zakupów życia), jak zimny wiatr wieje mi po twarzy, tak jak stoję, pojade! Mama nakrzyczałaby na mnie, że jestem za cienko ubrana, przytuliła i dała słoik zupy w rękę. Ale od pojechania do domu odciągnęła mnie cena biletu. Okrutne pekape, pekaes, rozdarcie rodzin.

Co więcej zaraz zjem resztę tej niedobrej pizzy za niecałe siedem złoty (PRODUKT Z NASZEJ GAZETKI "Z WŁOSKIEJ WINNICY"),  a co mam zrobić.

poniedziałek, 6 lutego 2012

Ja, a zadania z macierzy.

Studia pierwszego stopnia, frustracja drugiego stopnia.

Dzwonię do mamy, że mam rozpisane plan.Teraz mam akurat przerwę z napisem "obiad", obiad mam już zjedzony (pochłaniam  jakieś wafle ryżowe z zupą od Mamy, kalafiorową, nie lubię, ale do Mamy tęsknię jak dziecko. Przy stole w kuchni, pieczarki, ser feta, wszystkie resztki z transsesyjnej, świecącej pustkami lodówki. Czytam tłajlajt do tej zupy w kuchni, aż słyszę dzwonek do domofonu, Budyń wraca a ja spanikowana chowam tłajlajta, odstawiam naczynia (nawet jakbym je chciała umyć to nie miał kto w mieszkaniu kupić płynu do naczyń. Słyszę, że Mary krzyczy "uciekaj", śmieje się, że zamykam się w pokoju, żeby skutecznie uniknąć small talku z Budyniem). Lawiruję w moim planie, jestem spóźniona z całkami.

Dzwonię do Mamy, bo muszę jej powiedzieć i że, Mamo, mam imieniny w poniedziałek. Chcę dostać skarpety i majtki w gamie kolorystycznej czerwony, fioletowy, różowy, żeby mi pasowały do prania.

Oglądam pierścionki zaręczynowe online i Taniec Z Gwiazdami. Absolutnie wszystko (o, filmik jak lew ryczy na aligatora!) wydaje mi się bardziej interesujące niż matematyka i wszystko (o, profil fejsbukowy chłopaka, który podrywał mnie na imprezie pół roku temu! o i profile jego kumpli!!!) rozprasza mnie.

piątek, 3 lutego 2012

Ja, a sesja.

Co może zrobić dziewczyna jak nie zda egzaminu? Może się wstydzić, że przebimbał cały semestr, jak jakiś nieodpowiedzialn, niedojrzały facet. Może zadzwonić do Mamy i usłyszeć, że wszystko będzie dobrze.

Potem może puścić sobie Lanę Del Ray i skakać po pokoju. Patrzeć jakie ma długie nogi i młode ciało. Może jej się wydawać, że tańczy taniec współczesny. Może próbować zrobić piruet. Może.



Potem może wypić kawę i dwa elkerki, które miałyśmy zjeść z Mary, ale czemu ona też ma jeść, jak wszystko zaliczyła? Może potem zjeść dziesiąć paluszków rybnych, które nawet nie były dobre.
Może uprać sobie ręcznie bluzkę na poprawę egzaminu. I wywirować w pralce i powiesić.

Może pomalować głupio paznokcie, każdy na inny kolor. Może zrobić peeling twarzy i głośno śpiewać. Może w ten sposób przeżyć minikryzys.
 Może zastanawiać się, czy wyjechać do Kanady, czy uciec do cyrku. Może kupić sobie chrupki i żywić się gorzej niż ever. Potem sprawdzić ile ma Georgia May Jagger centymetrów w talii. Może.
Na szczęście może pomyśleć, że urok osobisty (never was ever girl so pretty! )jest ważniejszy niż zdana elektronika (do you think we'll be in love forever??).
Może przeglądać swoje zdjęcia i jedno ustawić na tapetę. Może kupić sobie narcyza w biedronce za cztery złote. Już ma pierwszego pączka.
Może wszystko się ułożyć, wszystko zda, wszystkiego się nauczy.