dinosaurs roam the earth

dinosaurs roam the earth

środa, 28 września 2011

Ja, a kryzys-kryzys-kryzys.

Wczoraj miałam kryzys. Nie taki emotional breakedown, jakiego się spodziewałam - nie płakałam w poduszkę przez pół nocy.

Siedziałam do późna. Mary wyszła na noc do swojego love. Mi z Groszką. A w drugim pokoju nasi nowy obcy współlokatorzy - Budyń i Lacha, siedzą, i, nie da się ukryć gadają-gruchają. Możecie się zaczynać niepokoić, że mają się ku sobie.

A ja siedzę po 23.00, sama jak palec w kryzysie, myślę czy nie popełniłam złych decyzji. W końcu na pocieszenie, spędzam wieczór z kotletem z kurczaka, który, tak jak ja, minął się z przeznaczeniem. On miał być zjedzony dopiero na śniadanie, a ja miałam najwyraźniej żeglować na Mazurach ze Słońcem.

Jani.

wtorek, 27 września 2011

Ja, a 50 000 000 PLN.

Dzisiaj wielka kumulacja i, moi drodzy, każdy, kto zakreślił cynicznie kilka numerków niby wie, że nie stanie się milionerem, ale kawałek jego serca wierzy, że wygra.

Potem sobie taki człowiek wyobraża, co zrobi z tą gotówką. Myśli sobie, co by kupił. Że zamieszka w fantastycznym domu (blisko uczelni). Że kupi ładne rzeczy rodzicom. Że będzie pławił się w drogich kosmetykach, że kupi sobie balsam do ciała i perfumy Kelvina Clein'a Euphoria. I jedne dla mamy.  I wszystko sobie będzie kupować podwójnie, bo może. Ciuchy, buty, podróże, prezenty, rozrywka.

Kupi się drogie, kolorowe samochody i helikopter z pilotem.  I będzie się spełniać marzenia.O tym już myślałam. Podejde do Słońca i zaproszę go na wycieczkę do fantastycznego kraju, do Tajlandii, na Hawaje. Jak Bella i Edward.

Następnie człowiek myśli sobie, ciągle w swojej miniaturowej nadziei, że odda troche na charity, żeby nie czuć się bogatą świnią. I dzieli swoją wygraną i decyduje ile może oddać. Ile oddasz? 25%? Ludzie nie mają co jeść. 50%? Dużo, ale ciągle jesteś bogatą świnią. Dzieci nie mają szczepień i umierają na głupie dla Europejczyka choroby. Przez ten wywód w ogóle nie wiesz, jak mógłbyś zatrzymać pieniądze.

Uświadamiasz sobie, że z pieniążkami jest dużo problemów. Komu dasz milion? Rodzinie? A co z mafią?
Moja Mama twierdzi, że ona w ogóle nie chciałaby takich pieniędzy.

Potem, jak sprawdzasz te wyniki, to myślisz sobie, jasne, przecież nie wygrałem. Nie miałem szans. I gaśnie ten mały kawałek, któremu wydawało się, że takie rzeczy się zdarzają.

Ja a zarozumialec i sikanie.

Siedzę dzisiaj na moim pierwszym wykładzie. Wstęp do Akustyki. Przychodzę pół godziny przed czasem, robię śliczne notatki, siedzę w pierwszym rzędzie i w ogóle jestem schludna. Moje pół godziny przed czasem pozwoliło mi zapoznać się ze studentami. Większość z tych gości  wydaje się potwornie nudna.

Najfajniejszy wyczajony facet na tym kierunku zaraz traci w moich oczach, jak to zwykle bywa, w tym momencie, w którym otwiera usta. Piszemy diagnozę językową, a przystojniak zgaduje PaniąOdAngielskiego.
- Jaki jest maksymalny poziom? - serio, powiedział w pierwszym dniu na uczelni, kiedy powinien być pokorny, skruszony i przestraszony, jak świeżak.
- Taki jak napiszecie....
- BUT WHAT, IF I'M PROFICIENCY??!! <poziom mistrzowski wg. Rady Europy, przyp. Jani>

On to powiedział. Ja myślę: nie będziesz,  przystojniaku z reżyserii dźwięku, moim mężem, zapomnij. 
 Ale rozmowa, jakby tego było mało, idzie dalej.

- A masz egzamin?
- No nie. Zamierzam zrobić.
- Gdzie się przygotowujesz?
- Nigdzie, jestem bez szkoły.



Moje życie się zmieniło po przeprowadzce. Przede wszystkim nie mogę sikać i myć zębów naraz. Tracę tak dużo czasu, bo toaleta i łazienka są osobno.

Cóż.
Jani.

poniedziałek, 26 września 2011

Ja, a indeks.

Też tak macie, że jak kończycie rozmowę telefoniczną to występuje napięcie? Nie wiesz, kiedy masz odłożyć słuchawkę. Kończyć rozmowę powinien ten, co zaczyna. U mnie najczęściej odbywa się to tak.
- No (no, no).
- To...
- Dobra.
- No, dobra, okej.
- Mhm, ok.
- To cześć.
- No trzymaj się, pa.
- Pa, do jutra.
- Do zobaczenia.

Jak rozmawiam z Mi, to się z tego śmiejemy, ale jak mam poważną rozmowę to poważnie odmawiam taką szopkę. Gruszka mówi, że czasami można szybko zrobić tylko "papapapapapapa" i się rozłączyć.

Dzisiaj dostaję indeks i widzę nowe, przestraszone mordki, które wpatrują się we mnie zafascynowane , desperacko chcące stworzyć nowe przyjaźnie. Pragnęły tak samo pięknego wspomnienia przyjaciela z lat studenckich jak i kogoś, z kim będzie raźniej. A czy zapisałyśmy się na wf, a wykłady, a grupy. Muszę poszukać tych lach na facebooku i nauczyć się ich imion metodami, których nauczyłam się w Szkole Pamięci (kurs Mądre Dziecko).

Zauważyłam dzisiaj też inną nowość. Wolę zostać u siebie w łóżku, niż iść na koncert z moją współlokatorką - Mary (czy mam wziąć czerwony golf do paznokci czy ten? - podoba mi się takie strojenie, kojarzy mi się z filmami, myślę, że będzie tego u nas dużo) Dziesięcioletnia Jani- imprezowiczka - koncertowiczka by mnie zabiła, ale dzisiaj odpoczywam.

Pozdro- 600,
Jani.

niedziela, 25 września 2011

Ja, a ładny dzień na wyprowadzkę.

Dzisiaj wyprowadziłam się z domu.

Starałam się nie celebrować tego dnia specjalnie - nie myśleć o wszystkim, co robię pierwszy raz, ani o tym, co robię ostatni raz. Wczoraj, próbowałam delikatnie zasnąć, ale musiałam jakoś uczcić przepro- wyprowadzkę, która i tak jest tylko połowiczna, nie weekendowa.

W nocy kładę się w poprzek łóżka, machając nogami po ścianie i przychodzi mi ochota śpiewać sweet child o' mine. Podobno tą piosenkę amerykanie najczęściej śpiewają swoim dzieciom jako kołysankę.  Zastanawiam się, jaka w moim pokoju była najczęściej puszczana piosenka i o kim myślałam przed snem przez te lata.

Najwyraźniej sen dobrze mi nie robi, bo juz dzisiaj w samochodzie (w momencie ni-w-tę-ni-we-wtę) orientuję się, że nie wzięłam klucza do mieszkania. Panikuję, chcę wracać i w ogóle wydaje mi się, że chce do domu. Wydaje tak mi się pośród zabranych z domu skarbów, lampy, lustra, ciuchów i kosmetków i innych moich kochanych rzeczy upchniętych w aucie.

Może i rodzice bardziej by wyrazili swoją dezaprobatę, że nie wzięłam kluczy, gdybym nie zaczęła sama tak panikować.

Możecie w to nie wierzyć, ale każdy problem, kłopot, tarapaty kończą się. Człowiekowi, mi, często wydaje się, że nie miną, że jest to sytuacja bez wyjścia, przepaść nie do ominięcia, mur nie do przeskoczenia. O dziwo, jakoś sobie poradziłam.

Rodzice zostawiają mnie i nawet nie płaczę oglądając Glee, jak miałam to w planach. Myślę, że bardziej Mama się przejmuje, bo dzwoni i mówi mi, że mam poczęstować współlokatorów ciastem i przebrać się w dres.

Idę po Poznaniu wieczorem w ciepłej, dużej bluzie od brata (zakładam kaptur na głowę i czuję się jak hiphopowiec/hiphopowica), włączam iPoda, omijam smęty-sentymęty i myślę sobie, że jakoś sobie poradzę z tą całą wyprowadzką.

Jani

poniedziałek, 19 września 2011

Ja, a pidżama day.

Tak właściwie nie lubię słowa pidżama, bo sama mówię  "piżama". Czy lubię, czy nie lubię to używam/nadużywam. Siedzę dzisiaj w pidżama top i moich dresach, w których chodziłam na wf. Mam już długie włosy, może nie są brudne, ale na pewno się dzisiaj nie kąpałam. Jakby się zastanowić nie myłam dzisiaj nawet zębów.


Od wczoraj zjadłam 4 (słownie: cztery) burito, właściwie tortille, pity, nie wiem. Takie danie z gotowych twardych naleśników i wypasionego sosu z mielonym mięsem. Jak mama robi burito, to ja puszczam meksykańską muzykę, albo Manu Chao.

Jakby tego było mało wżarłam wczoraj jak świnia pół białej bąbolady (jakby czarna czekolada to było zbyt mało szykowne). Ta czekolada została mi sprzed dwóch dni, kiedy z Gruszką kupiłyśmy sobie jedzenie w Tesco i przegadałyśmy wieczór (w radiu Zet akurat wieczór z Georgem Michelem, to pasowało do naszych sentymentalnych rozmów przed nowym etapem życia). Po pierwszej dzwoniłyśmy m. in. do Jajka, żeby puścić mu radio przez telefon. Chcialyśmy zrobić żarcik telefoniczny, ale nie umiałyśmy zastrzec numeru. Tłumaczyłąm mu się rano.


Dzisiaj oprócz rozlicznych herbat wciągnęłam też tele odcinków serialu, że nie umiem policzyć. Obejrzałam też w Internecie Mam Talent i popatrzyłam jakie ludzie mają talenty. Najfajniejszy ma Prokop. Wzięłam się też za Top Modl, ale było to takie durne, że nie dałam rady.

Inaczej będzie w Poznaniu. Mycie, peeling, szorowanie. Odżywka do łosów, jedwab do włosów. Paznokcie, ogolone nogi, wydepilowane. Krem do twarzy, balsam do ciała, oliwa z oliwek. Pasta do zębów, nitka do zębów, płyn do płukania zębów. Zdrowa dieta, alkohol. Wczesne wieczory i imprezy. Gotowanie na parze, dużo kurczaka. Pij dużo soków.



To jak wyjadę. Tymczasem (słyszeliście, że nie ma 'w między czasie'? wszystko jest po kolei) zostanę w tym bałaganie i wciągnę, zaakceptuję jeszcze jeden odcinek.

czwartek, 15 września 2011

Ja, a youtube will make you cry.

Jako, że jestem taką wrażliwą osobą, nawet youtube potrafi mnie wzruszyć jak świnie.

6. Whatever will be, will be.


Niepełnosprawne dzieci z Tajlandii śpiewają przepiękną piosenkę. Serca miękną, ale kontrowersyjna pozostaje kwestia wykorzystania poruszenia widza dla celów reklamowych. 



5. Christian The Lion.


O przyjaźni, rozstaniu i powrocie. Jest jeszcze lew, może to konsekwencja tego, że jesteśmy pokolniem, któremu największą trauma była śmierć Mufasy.

4. Śmierć Mufasy


Śmiejemy się, że twardziele płaczą na tym fragmencie, ale czy jest coś smutniejszego, od małego Simby, który chce jeszcze raz przytulić się do martwego ojca? 


3. Connie czaruje w programie X Factor:



Nie wiem czemu ta mała rozbraja. 

2.  Pan Młody organizuje ślub bez wiedzy ukochanej.




W tym filmie wzruszające jest to, jak bardzo on ją kocha. 

1. Żołnierze wracają z frontu do swoich rodzin. 


Ja, a wyprowadzkowy funk.

6:04, a ja już zdążyłam zmarznąć na jedynym działającym u mnie w mieście peronie. Jadę i śpię, śpię i jadę, okrutne i barbarzyńskie kilometry. Kapitańskie tango, tęsknota. Jadę z dwoma torebkami i kijem do wałka, do malowania pokoju. Mojego- nie mojego pokoju.

Jadę pociągiem, a potem jeszcze czekam na autobus i jadę nim do tego mojego, cudzego mieszkania dłużej, niż jechałabym gdziekolwiek w MOIM mieście. Potem wchodzę do mieszkania, w którym czuję, że ktoś gdzieś jest ukryty. Ludzie, z którymi od zera muszę zawiązywać znajomość. Wchodzę do mojego pokoju i czuję, że nigdzie nie czułabym się mniej jak u siebie w domu.

Jedna ściana to Jagodowe Lato. Kolor taki energiczny. Reszta, to jak w życiu: szarość, burość, beże. Poranne Kakao. Nie wiem, jak mam mieszkać w domu z drzwiami, których nie umiem zamykać i oknami, które prawdopodobnie będą przepuszczać zimną rzeczywistość.

Jak na razie chcę do domu.
Jani.

środa, 14 września 2011

Ja, a pochodne.

Czy jestem kujonem, skoro chodzę do liceum, mimo że już je skończyłam? Siedzę na matematyce i przygotowuję się z brutalnie wyciętego z podstawy programowej materiału - granic funkcji, pochodnych, ekstremum. Geekowe rozmowy singli. Marchewa mówi mi dzisiaj dwa razy o tej podkładce pod laptopa z Netto. Z wiatraczkami, była w gazetce.
Powiedziałam Marchewie o moim fotomontażu z Edwardem Cullenem, tak A'propos kujonowskich rozmów. Okazało się, że też ma jeden, z Adreinem Brody'm.
- Andrienem Brody'm? ??? To...
- Pianista.
- A, to ok. Pomyliło mi się z Adamem Sandlerem, już się przestraszyłam.


Wracam ze szkoły z Miśkiem, na którego właściwie czekałam i który niestety jeszcze tej szkoły nie skończył. I którego, nie wiadomka dlaczego wypatruję na czacie na facebooku. Poszlibyśmy na piwo, ale wstydzimy się we dwójkę. Dzwonimy do Rembrandta, ale Rembrandt jest teraz w maturalnej klasie i jest już w domu. Misiek odprowadza mnie na przystanek i czeka ze mną na tramwaj, słodziak. Przepraszam was serdecznie za te wstawki zmierzchowe. Ale Misiek byłby moim Jackobem. Wsiadam do tramwaju, siadam, wypatruję, czy wszyscy starsi ode mnie stopniem i wiekiem mają gdzie usiąść.

Blog?  Mama mówi, żebym napisała recenzję tego twojego, no, zmierzchu? Zmierzchu. Przynajmniej coś konkretnego będzie. Powiem Wam, że nawet Mama nie za często-gęsto tu zagląda, właściwie nigdy jeszcze nie zajrzała. Może jak wyjadę, wyprowadzę się, ktoś będzie chciał być na bieżąco z moim życiem. 

O Jamsie Blake'u, jakże jestem zakochana w Twej płycie, życie! Coś tak świeżego i subtelnego, że mnie rozpuszcza.

Rano za to przed szkołą odwiedza mnie Jajek. Zapraszam  go na ciasto marchewkowe, które zrobiłam, bo chciałabym żyć w amerykańskim filmie. Jajek wchodzi. Ochoczo.  Trochę gada, wiezie mnie do centrum.

Jutro jadę  do Poznania.Zdecydowałyśmy, że jagodowe lato będzie tylko na jednej ścianie, bo jest ciemne oraz nie chce nam się płacić za dużo za farbę. Jadę do dużego miasta. Muszę zmyć pozdrapywany lakier z paznokci u stóp i ogolić nogi.

Jani.

wtorek, 13 września 2011

Ja, a dinozaury z origami i kamionkowa jesień.

Może trochę zrobiłam wczoraj zestawienie cech Miśka i Słońca jako idealnego chłopaka. Ze szkicem. I przy pomocy zakreślaczy.

Jeszcze mogę przyznać się do jednej rzeczy. Zrobiłam, ot tak, for fun fotomontaż - ja i Edward Cullen. Ta, siara na maksa, ale ja lubię naiwne książki.

Myślę o Słońcu zanim zasnę. W dzień już przestałam. Nie, żebym miała obsesję przecież! Na kartce z szkicem perfect boya zaznaczyłam jasne owłosienie kończyn (Słońce, nie Misiek).

O, Adele, Adelo jak super utożsamiam się z Twoim singlem, blue-eyed soulem, jak tak siedzie przed komputerem z odżywką z żółtka w domu w wolny wieczór.




Byłam dzisiaj na japońskim manicure. Długo wałęsałam się po ulicy i szukalam numeru 4. Wchodziłam do podobnych instytucji.
 - Dzień dobry. Czy to ulica Fredry 4? Szukam .... Studia... Stuia Wizażu. ELEGANCJA! - rozłożyłam gładko ręce, żeby pokazać elegancję.

Mama weszła w pracy na Google Maps i znalazła mi to Fredry 4. Jak rozmawiałam z Mamą to zaczepił mnie nie brzydki gościu. Co chciał? Ognia i pogadać. Nie brzydki i nie stary, za to pijany jak autobus o 16.00.
Spławiłam go, a potem musiałam go mijać, szukając tego sekretnego Fredry 4, które oczywiście nie znajdowało się między Fredry 3 i Fredry 5.

Pani ładnie wypolerowała mi paznokcie. Ponarzekałyśmy na nie. Że takie łamliwe! Aż się rozdwajają!! Krzywe, trzeba będzie je skrócić! Teraz moje paznokcie (i całe kwadratowe ręce z palcami-kiełbaskami) wyglądają jak paznokcie zadbanego faceta.  Mam japoński manicure (na który zresztą skusiłam się, bo w Internecie znalazłam kupon zniżkowy), ale nie umiem zrobić dinozaura z origami.

Muszę pojechać na dniach do Po, pomalować mój nowy pokój na jagodowe lato i kamionkową jesień. Narzucę się jeszcze raz bratu, żeby nie spać w oparach lata i jesieni, zmiany, wyprowadzki. Dosłownie i metaforycznie.

Jani.

poniedziałek, 12 września 2011

Ja, a deszcze niespkojne.

Widziałam wczoraj na żywo Marylę Rodowicz. Kupiłyśmy sobie z Gruszką bielty, po 50 zł, a właściwie po 55, bo mój Tato ubezpieczył je nam od deszczu. Będąc chyba w 10 osobowej grupie młodzieży na tym koncercie miałam taki fun! To moja guilty pleasure, ale Marlka ma power i osobowość. Chciałabym mieć tyle energii, jak będę miałanawet 40 lat.

Piosenki, owszem mają kiczowatą nutę, ale niektóre Osieckie ♥ i nie tylko mają taki świetny tekst. Utożsamiam się z 'może rosną im już pisklęta, a suknia tej młodej uszyta jest z moich snów'.



Po koncercie, zaczęło padać, ale wieczór taki piękny, że postanowiłem iść piechotą. Zrobiło mi się sentymentalnie, jak zawsze, kiedy zapomnę o kiczowatej stronie piosenki 'Ale to już było', Gruszka jedzie do Wrocławia, a ja do Poznania.

Pada, ale choć wrócimy pieszo. Będzie fajne wspomnienie. Nie wyciągamy parasola, bo i tak trochę zmokniemy.

Nie mogę wam opisać tego deszczu. Co to była za ulewa. Najpierw zebrał się apokaliptyczny wiatr, jak z horroru. Jak z nieba zaczęło po prostu lecieć ciurkiem schowałyśmy się w jakiejś nawie, gdzie szalony i dziki wiatr i tak wpychał szalony i dziki deszcz. Zadzwoniłam do Mamy, żeby jednak nas podwiozła. Gruszka dostała smsa od swojej mamy. 'Nie stój pod drzewami'.

Tu następuje najbardziej krytyczny moment. kiedy decydujemy się biec przez te wodospady pod Lidla, tam gdzie się umówiłam z Mamą. Gruszka krzyczała do mnie, że Lidl jest tak daleko. Ja do niej, że Lidl jest tani. To powtórzyło się kilka razy. Kilka sekund minęło, żeby deszcz dotarł przez wsztskie ubrania do mojej skóry. Mokre było wszystko. Burza, gromy, wiatr, wodospady.

A my ciśniemy przez te wodospady, biegniemy, trzymamy się. Unikamy drzew, chodnik cały w jeziorze. Przejeżdża jakaś karetka, mijamy gościa, który jest topless i coś gada. Nic nie widzimy, Gruszka krzyczy, że jej buty. Takiej burzy dawno nie widziałam. Nawał. Nica.

Coś chyba gadałyśmy, jakie jesteśmy głupie i, że zachlapiemy Mamie całe auto. I że wyglądamy jak Pandy z rozmazaną maskarą - masakrą.

Pod Lidlem odczytuję smsa od Rembrandta. 'U mnie w domu wysiadł prąd. Może Zombie Day się zbliża?' Odpisałam mokrymi palcami na mokrym telefonie, że jesteśmy na dworze. I że jakby co, to jesteśmy u niego w drużynie.

Jani.

niedziela, 11 września 2011

Ja, a Hawaje.

Dzisiaj obudziliśmy się wcześniej niż planowaliśmy, bo chyba nikt dobrze nie spał w domku nad jeziorem, który wynajęliśmy. Był super poranek, taki, do którego pasuje twoja ulubiona piosenka. Nad jeziorem, spokojnie, poimprezowo. Gruszka napisała mi na telefonie i pokazała sekretną wiadomość, żeby nie powiedzieć jej na głos. "Zmywamy się jak najszybciej, żeby nie sprzątać. Nie chcę tu siedzieć do wieczora." Zebrałyśmy się, alkohol powoli z nas wyparowuje.

Wczoraj odbyło się nasze pierwsze Hawaiian Party. Pojechaliśmy do małego, trójkątnego domku nad jeziorem, który od wewnątrz cały wyłożony był drewnem. Takie domki są niewygodne i ciasne, a powietrze w nich wilgotne. Takie domki kojarzą się z komarami i nieodpowiednią temperaturą, czy za zimno, czy za ciepło.

Wczoraj wydrukowałam mnóstwo hawajskich kwiatków, napis ALOHA! i inne motywy. Przy pomocy taśmą klejącej i ozdóbek zrobiliśmy Hawaje. Ubrałam się w sukienkę w kwiatki, a za ucho wsadziłam sobie różyczkę, kwiaty we włosach, aloha.

Wczoraj na Hawaiian Party pojawiło się mniej osób niż było trzeba.Nie była to wspaniała impreza, nie śmiałam się do rozpuku. Tańczyliśmy, chłopaki kąpali się w nocy na waleta i nazywali Lordami. Ci, którzy się nie rozebrali byli niestety plebsem. Jak to zwykle bywa na imprezach, Misiek mnie podrywał.


- Idziemy na plażę? Tu jest tak mało intymnie.
Stoimy przed domkiem, ludzie sobie myślą,  a ja zbieram siły i próbuję się skupić. Przeszkadzają mi w tym drinki. Hawajskie, bo włożyliśmy w nie parasolkę, ale pite z kubków z uszkiem z grubego szkła. Macham mu palcem przed nosem.
- Misiek, nie będziemy się całować.
- Nie będziemy?
...
- A tak krótko?
- Synek, ile Ty masz lat w ogóle?

Gruszka lubi nazywać mnie pedofilem, jak rozmawiamy o Miśku (2 lata młodszy).W końcu zostawiłam go tam, zabrałam mu butelkę gotowego Mohito.
Gruszka:
- Kolega K. mówi, że poszłaś się całować z Miśkiem.
- Nie całowaliśmy się.
- Przecież wiem!

Na początku tych wakacji mówiłam Mamie, że myślę, że w tym roku będę kogoś pocałowywać wreszcie. Takie długie wakacje, imprezy, studia. Wakacje minęły leniwie. Trochę było lata, ale nie były to piękne, udane wakacje z magicznymi wspomnieniami. To było raczej kilka miesięcy picia piwa w umiarkowanym nastroju. A mi się nie udało.

 Jani.

piątek, 9 września 2011

Ja, a mieszkanie studenckie.

Wycieczka, misia w teczkę. Jedziemy do Poznania, żeby podpisać umowę i mieć gdzie mieszkać.

Jedziemy najpierw do domu, do Pani T. Pani T. jest bardzo sympatyczna. "Hektor, siad!" Jak ktoś ma Yorka - Thoma Yorka to wiadomka.
Będę potrzebowała Pań dowody, zameldowana, PESEL, numer dowodu, same nudy. Pani T. spisuje, a ja zastanawiam się, dlaczego ma pokój w stylu chińskim. W żadnym innym: rozglądam się na ścianie obrazki, materiały, wszystko w chińskie orientalne rybki, znaki, malowidła. Nie dowiedziałam się, ale podpisałam umowę na rok i już wiem, pod jakim adresem będę szukać swojego miejsca.

Pojechaliśmy do tego miejsca, mieszkanie ma swoje uroki, osobliwości. Nie możesz za szybko otworzyć drzwi. Nie możesz zamknąć za mocno drzwi od zewnątrz, bo potem nie można się otworzyć od wewnątrz. Jak nie można otworzyć od wewnątrz, to wyrzuca się klucz przez okno, ale trzeba go owinąć,zapakować, bo inaczej zasypie go ziemia. Uroki, osobliwości.

Jaki dywan, jakie firanki, jaki kolor ścian. Które łóżko, które biuro.

Przywiozłam ze sobą maszynę do gotowania na parze (to dobrze, bo przytyłem przez tą pracę, powiedział nasz całkiem nowy, sympatyczny współlokator). Wezmę ze sobą też blender, żeby zamieszać.

Pojechałam do Poznania z Markizą i jej chłopakiem, właściwie facetem (ta róznica wychodzi na jaw około 23 roku życia, nie ? ) Są miłą parą, można z nimi rozmawiać, nawet jak są we dwoje. Chłopak Markizy za to prowadził samochód agresywnie, szybko i niebezpiecznie.

Za to powiedziałam coś przez CB radio. Pozdrowiłam kierowców tirowców, którzy tylko zdziwili się, że jakaś dziewczyna coś powiedziała i to nic konkretnego,  tylko pozdrowienia i serdeczności.

czwartek, 8 września 2011

Ja, a przedjesień.

Wakacje wakacjami. Mijają mi na spacerach z Gruszką, oglądaniu seriali i słuchaniu przy piwie ciekawych i nudnych historii lub, rzadziej, tworzeniu (przy piwie) takich historii. Spędzam z nimi czas i wiem, że jak się rozjedziemy to nasza mało fascynująca znajomość, czy szara przyjaźń rozpłynie się, roztopi się, rozpuści się po innych miastach, uczelniach, studentach. Oczywiście mam nadzieję, że będziemy się trzymać, że będziemy się trzymać za rękawy i pisać do siebie na fejsbookach.  "Fajnie jest. Siedzimy. "

Wczoraj, na przykład, spotkaliśmy się w dziwnym gronie, w dziwnym miejscu (takie to są te tanie puby w Mieście, ale można tam palić Sziszę). Właściwie to było spotkanie licealne z dodatkami. Przyszedł taki jeden Dodatek, zdziwiłam się, bo easy on the eye. Lubię chłopaków z przystrzyżoną brodą, łobuziak.
A, Ty, Kuba, studiujesz? A co? A to, a na którym roku:
- Na drugim. Ale mógłbym być na trzecim, gdyby inaczej się ułożyło... Groziłem mojej nauczycielce z matematyki, że zabiję jej dziecko.
- ?
- No, nie przepuściła mnie, a była w ciąży, to zagroziłem jej, że zabiję jej dziecko.
Powiedziałam wtedy do Marchewy, że ja już w takim razie dziękuję, a ona zrozumiała doskonale, że już rezygnuję z tego Dodatka.

Idzie, moje drogie, moi drodzy jesień. Zimno, mokro, deszcz, grad, wichura, śnieżyca. Płaszczyki jesienne, zimne noce. Ani się obejrzymy, a rano będzie tak zimno, że palce będą drętwieć i gdyby było do kogo wysłać esemeska, to byłoby trudno.


Dzisiaj straciłam resztki godności. Kiedy wyszłam w deszczu, czy tylko po mokremu z psem, żeby pies łaskawie zostawił kupę na dworze, nie tylko założyłam na głowę, ale także zacisnęłam kaptur w kurtce Taty, którą miałam na sobie (pasowała do Taty gumowców, których używam do tych nieromantycznych spacerów w deszczu). Nie spotkałam na tym spacerze miłości życia, ani nawet miłości ani nikogo innego, więc chyba nikt nie widział mnie w deszczowej stylizacji.