dinosaurs roam the earth

dinosaurs roam the earth

sobota, 27 sierpnia 2011

Ja, a dance the night away.

Nie wiem do końca jak to się dzieje, ale na studiach, na mojej uczelni studenci rejestrują się na wf, sami wybierają zajęcia. Myślałam o tenisie ziemnym, bo podobają mi się białe stroje i siostry Williams, ale tenis w zimie odbywa się w siłowni, pakerni. Nie wiem, czy bym to wytrzymała.

Jest też do wyboru taniec. Mniejsza o to jaki, bo jakaś mieszanina, mniejsza sprawy tańca towarzyskiego, to myslę, że to może przypominać uczenie dużej grupy leniwych osób czterech sposobów wystawiania nogi, innymi słowami salsy.

A to właśnie działo się w moim gimnazjum. Zamiast jednej godziny wfu, w piątki na ostatnich godzinach mieliśmy "tańce". Nasze klasy nie były ani odważne w relacjach damsko męskich (zajęło nam bardzo długo, żebyśmy w ogóle zaczęli tańczyć w parach, a po zajęciach niektóre dziewczyny myły ręce po dotykaniu obleśnych rąk nastoletnich chłopaków z tłustymi włosami) ani lotna w tańcu (nie wiem, co gość chciał nam przekazać, ale wałkowaliśmy podstawowe kroki salsy, rumby, cha-chy, tanga, a jive'a i tak nie nadążałam). Jak możecie się domyślić "tańce" nie odniosły swojego pierwotnego celu czyli nie nauczyły nas ładniej tańczyć na szkolnych dyskotekach.


Szukając też sobie fajnych zajęć od września znalazłam balet od zera dla dorosłych. Przyszły mi do głowy urocze baletki, delikatne dłonie, trykotowe nogi. Pomyślałam o elastycznym, smukłym ciele, ale zanim się zapisałam przypomniałam sobie, że balet to po prostu godziny rozciągania, bólu i ćwiczeń polegających na kucaniu z kolanami do zewnątrz. I że po roku i tak nie umiałabym zrobić nic widowiskowego, a wcześniej bym zrezygnowała.

Jak nie balet, to chętnie zapisałabym się na Broadway Jazz, który bardzo mi się podoba, kiedyś uczestniczyłam w warsztatach, ale boję się, że trafię na odmianę tańca, który będzie mnie krępował, bo niektóre Broadway Jazzy są właśnie bardzo sexy.

Jeszcze jednym tańcem, który bardzo lubię, sprawia mi dużo radości jest hip hop, miałam trochę do czynienia z tańcem wcześniej, tylko nie za bardzo odpowiada mi muzyka, ale nie można mieć wszystkiego. Lubię też tańczyć z chłopakami na jakiś imprezach, urodzinach czy weselach. Podoba mi się, jak chłopak mocno prowadzi, że wiesz kiedy masz się obrócić i w którą stronę.

Zdarzyło się też, że jeden gościu, obcy, przekroczył barierę 'za stary' i śmierdzący, jak to mówiła Gruszka i Gwiazda kebabem wywijał ze mną w takim jednym pubie. Nie wiem, czy on był tancerzem czy co, ale tak szybko i mocno mnie kręcił, że trudno mi było ustać. W którymś momencie okazało się, że podniósł mnie z podłogi. Potem Gwiazda powiedziała, że do siebie pasujemy i nie wiem, czy to było ironiczne, ale to nie ma żadnego znaczenia.
 


wtorek, 23 sierpnia 2011

Ja, a Mama.

- Mamo, ja bym jednak chciała zostać dłużej, wrócę sobie taksówką, albo ktoś mnie odwiezie! - skupiam się nad telefonem w pubie, gdzie spotkanie klasowe, przerodziło się w zwykłe spotkanie, właściwie w zwykłe wyjście na piwo w trochę świeższym towarzystwie.
- Dobrze, że dzwonisz, bo czekałam, żeby cie przywieźć - Mama miała według początkowego planu zabrać mnie do domu o 23.00, bo poszłam na tą imprezę chora (Jani, nie pij dzisiaj alkoholu), wzięłam moją ukochaną Aspirynę na wzmocnienie i czułam się dobrze, po to, żeby wyjść. - To o której będziesz? Koło północy?
- Najpóźniej o 1.00! - moi rodzice wpoili mi wczesne, kulturalne powroty do domu już dawno temu.
- Ok, tylko niech to będzie bezpieczne - Mama nie musiała mówić, ale miała na myśli, żebym jechała z kimś trzeźwym.

Na imprezie był kolega K., który opowiadał nam o zamieszkach w Bristolu, co było niezłą atrakcją wieczoru. Do domu w końcu odwiózł mnie W., ale tak jak powiedziałam dzisiaj Mamie, nie, nie pocałował mnie.

Lubie patrzeć, jak chłopaki jeżdżą samochodem. Wypływa wtedy z nich taka męskość, której nie spodziewałabym się wcześniej. Kręcą kierownicą z taką łatwością, mają nad wszystkim kontrolę. Ja wątpię, żebym tak mogła wyglądać prowadząc samochód.

Umówiłam się wczoraj z Rembrandtem w mieście koło 20.30, ale spóżniłam się pół godziny ze względu na sprawy rodzinne. Właściwie, ze względu na to, że dostałam od Rembrandta jeden news o Słońcu, który tak tragicznie mnie rozwalił, że uderzyłam w rynnę i  nie mogłam znaleźć na tyle smutnej piosenki Radiohead, żeby odpowiadała mojemu nastrojowi.



Mama, w kontekście też tego, że Mi i Groszki zdecydowali się zamieszkać razem głaskała mnie po plecach i przekonywała, że ja też sobie kogoś znajdę, że Słońce jest niski, (on nie jest niski Mamo!) ale ja nie mogłam już złapać regularnego oddechu. Że kupimy nowe dżinsy, że odszykuję się i na uczelni wpadnę na jakiegoś chłopaka i że zaprosi mnie na kawę. No, nie płacz, będziesz miała brzydką cerę.
- Będę całkiem sama w tym Poznaniu! Michał z Groszką, nawet nie będę mogła zajść do brata! Słońce daleko, Gruszka we Wrocławiu. Trzeba było iść do Wrocławia.
- Będziesz przyjeżdżać do nas na soboty.


 Uspokoiłam się, uspokoiłam oddech, zamalowałam opuchnięte oczy i ślady kataru, ubrałam w czarną sukienkę, (Mamo, użyć Twoich perfum Versace?) i poszłam.

niedziela, 21 sierpnia 2011

Ja, a Roller Coaster.

Po mojej maturze, Mi spełnił obiecankę i zabrał mnie do niemieckiego Heide Parku. Pojechała z nami też dziewczyna Mi - Groszka i Rembrant, który wypełnił troszeczkę pustkę, czteroosobowy bilet i krępującą sytuację 2+1, tak zwaną sytuację piątego koła u wozu u boku szczęśliwego brata z lachą. Rembrandt był też moim współjeżdżącym , parą do wszelkich dwuosobowych atrakcji, do których oczywistą pierwszą parą była para. Rembrandt jest grzeczny, ale też małomówny. Spaliśmy u mojej Babci, której odpowiedziałam, że, nie, kolega nie jest sercowy, ale musiałam znieść trzy (słownie: trzy) docinki, o tym, czy będziemy razem spać.


Mi i Groszka są ładną parą typu Umciam-Ciarumciam, taką ze wspólnym przewodem pokarmowym i pasującymi szczoteczkami do zębów. Taką, która ciągle się nawzajem głaszcze i gładzi. Cieszę się szczęściem, jak wszyscy cieszą się szczęściem i interesują Groszką. Mi stał się teraz cały zamiast pół. Tylko czasami przykro bywa wtedy, kiedy rozmawiając ze mną, w czasie kiedy ja mówię zaczyna wymieniać cicho kilka zdań z Groszką, zupełnie olewając siostrę, matkę i resztę stworzeń zamieszkujących Ziemię dla swojego nowego Centrum Wszechświata. 
 
W Heide Parku trzęsie, wytrząsa i obraca. Wieje i wywija. Ja cisnęłam na wszystkie atrakcję. Byłam chętna jeździć cały czas, ponieważ jestem szczęśliwie pozbawiona choroby lokomocyjnej. Mogę się kręcić, bo z nikim nie kręcę. Podobały mi się różne atrakcje parku rozrywki: kolejki wyższe niż myślisz, kolejki szybsze niż myślisz, kolejki przewracające w głowie i facet, który stał przy stanowisku, gdzie można było wygrać wielką pandę, z którym wymieniliśmy długie spojrzenia, chociaż chyba był Niemcem.

Chociaż Heide Park mnie ubawił i rozerwał to Mi i Groszka tak przypominają mi o mojej sytuacji księżniczki w wieży, tyle że bez księcia, Słońce, Słońce, Słońce. Czasami miałam ochotę schować się pod własnym biurkiem, we własnym pokoju, a dziesięć minut po wyjeździe Mi i Groszki bałam się, że sąsiedzi zobaczą, że płaczę na spacerze z psem. 

Odebrałam telefon od Jajka, odmówiłam wyjścia na miasto, bo porządne dziewczyny wracają do domu przed 23.00 i nie zmieniłam zdania nawet jak powiedział, że będzie W. (który podrywał mnie całe liceum)  wraz ze swoimi przystojnymi kumplami (jeden z nich prawie pocałował mnie na urodzinach W., ale zrobiłam unik - Gruszka i Mama mówią, że trzeba było go pocałować, jak to one, a z innym zaśpiewałam całe 'Summer Nights' w duecie, a to było spełnieniem mojego marzenia).

Wieczór skończył się białym Martini (ile Martini ma kalorii???) i tym okrutnym filmem z Meg Ryan, którego tak nienawidzę.

Dzisiaj Mama i Tata robili sobie kawę. Ja powiedziałam, że też chcę, ale jak zwykle, jak Młoda Panna, zostałam zignorowana.
- Co z tą kawą? - wołam przez okno.
- Ja swoją wypiję - zapewnił mnie Tato.
- Och, macie już? - zamknęłam okno, ale otworzyłam je jeszcze raz -Jestem taka samotna!

wtorek, 16 sierpnia 2011

Ja, a u Babci.

Wakacje u Babci, Babcia mieszka w małej miejscowości, takiej, z której ucieczka jest największym marzeniem zamieszkujących ją szesnastolatek. Babcia mieszka w maleńkim mieszkaniu, z którego też miałabym ochotę uciec, gdyby nie kochana Babcia. Nie wspomnę już, jak wszyscy chcieliby uciekać z Babci działki, bo pewnie macie już jakieś wrażenie, jak spędziłam te kilka dni. 


Taplam się, pływam, tonę w samotności. Przewracam się z boku na bok. Śpiewam piosenki o tęsknocie. Myślę o Słońcu u Babci, myślę o Słońcu w drodze na działkę. A wszystko, co dostaję to jedynie:
- Mogę się z Panią przejść? - od pijaka śmierdzucha.
- Niestety nie.
- No właśnie, niestety.
Niestety, nie jesteś Pan moim marzeniem, nie jesteś Pan nawet przed trzydziestką, daleko Panu od przyzwoitości, a jeszcze dalej od fajnego faceta.

W takiej małej miejscowości, samotności nie ma co robić prania. Leżę większość czasu do góry brzuchem i oglądam Disney Channel, aż staje się taki głupi, że więcej nie mogę znieść. W takiej małej samotności można nosić niewyprane koszulki na działkę, albo sukienki Babci i nie przejmować się. Po prostu. 

Siedzimy z dziewczynami, pijemy piwo w pubie, w którym jak wyszłyśmy wybuchła bójka. Pub cały naszpikowany facetami-karkami, powietrze gęste od testosteronu i alkoholu. Mamy początki dorosłości, przed trzydziestką i po trzydziestce. Mamy też, odpowiednio nic (nic, a nic), faceta, faceta i dzieci.Mamy przed sobą piwo i wieczór. Gadamy o zdrowej żywności, o dzieciach w Afryce i o zdrowej żywności. Właściwie przegadujemy cały wieczór o zdrowej żywności, a ja piję jabłkowego Redds'a, bo malinowy ma aspartam, fuj, aspartam.

Jak moja kuzynka biegnie do domu, do dziecka, bo Brzdąc się obudził, to my z tego całego zdrowego żywienia idziemy na kebaba. Ja, na swoje usprawiedliwienie, nie jadłam kebaba, tylko jakąś nieszkodliwą bułkę, która miała być ze szpinakiem, ale nie ma ze szpinakiem, to z czym chcesz? z serem. Zjadłybyśmy w parku, ale żremy po drodze, bo okazało się, że kuzynka wraca. Wraca i co jak nas zobaczy z tym świństwem? Żremy na szybkości, wracamy do naszego, na szczęście wolnego stolika i gadamy dalej. W ostatniej chwili pudełko zostaje wyrzucone, a jedynym zdrajcą może być sos czosnkowy, który może wystawać nam z mądrej gadki. Gadki o zdrowym żywieniu.

Wracamy, przecież nie pijane, uchachane. Celujemy do dziurki od klucza, chce się siku. Latamy po tej miejscowości, my, dziewczyny, jak jakieś pijaki, których zwykle byśmy się bały. Wracamy do domu.

Wróćmy już do domu.

środa, 10 sierpnia 2011

Ja, a randki z dzieciakami.

Też mi. Napisał do mnie, pisał od kilku dni Pan Cienias. Pana Cieniasa poznaliśmy na Woodstocku, jest kolegą kumpla kuzynki, znacie te relacje. Na Woodstocku przegadał pół nocy z Gruszką,chłopakami i Gruszka mówiła, że ją podrywa. Ja w tym czasie siedziałam w aucie z Miśkiem, chcąc załagodzić fakt, że wcześnej powiedziałam mu, że jest dzieckiem i żeby trzymał łapy przy sobie.

Siedzieliśmy w moim Autku i tak chciałam wtedy, żeby był dorosły i przystojny. Chociaż, jak pisałam, jest taki czarujący, że tak trudno jest się mu oprzeć.
Tak jak pisała Mandarynka:

" Bycie z kimś blisko, ale nie za blisko, tak na wyciągnięcie ręki, ale nie dotyku [...] nie przypuszczałam nigdy, że to może być takie trudne, zwłaszcza przy promilach leniwie krążących pod cienką, jasną skórą. Biologio, ty dziwko, jak ja cię nie lubię."


Nie będę przecież spotykać się z chłopakiem, któremu musiałabym kupować piwo, jakaś komedia. Mój facet będzie mnie woził samochodem (i/ lub nosił na rękach), tłumaczył matmę na studiach i przystojnie prowadził mnie za rękę w miejsca, których się boje.  Misiek, chociaż jest 2 (słownie: dwa lata , nie 3 jak wcześniej myślałam) młodszy ode mnie, co w tym wieku jest przepaścią nie do pokonania, wąwozem nie do przejścia, murem z drutem kolczastym między nami, to odważnie podrywa mnie po pijaku. Bierze za rękę cmoka. Podobają mi się jego loty-zaloty, ale hamuję się i jego ze względu na sytuację, w miarę możliwości, oczywiście. Ale siedziałam sobie z nim w moim autku, gadaliśmy niemożliwie dobrze. Nić, sznurek, lina porozumienia. Było bardzo przyjemnie, muzyka, gadanie, ja posypiałam (3.00 w nocy), miło. Szyby zaparowane, zagląda Rembrandt:
- Ale tu u was śmierdzi! - gada wesolutko, pijaniutko, marszcząc się.
- Ej, stary, - Misiek się dopytuje - czym, trawą?
- ..., tak wszystkim.

No i jak tak siedziam w tym autku (właściwie też kryłam się przed tymi denerwującymi chłopakami) Gruszka oswajała Pana Cieniasa. Po powrocie do domu, coś mnie zaczepiał ten Pan Cienias, to esemesa, to facebooka, a dzisiaj napisał, że mu się nudzi, czy że wyganiają go z domu. Bezczelny! Szczerze mówiąc byłam już wykąpana, zdemakijażowana i bez krępujących ciuchów, wszystko musiałam nakładać z powrotem, (w czym pomagały mi rozentuzjazmowane kuzynka i mama, ten sweter nudny, a w tym ci będzie gorąco...) to wyszłam z nim "porobić zdjęcia na moim osiedlu". Dla niepoznaki wzięłam ze sobą DeeDee, trzyletnią córeczkę mojej kuzynki. Dzięki temu, genialnemu pomysłowi nie była to randka z prawdziwego zdarzenia.

Poszliśmy na huśtawki i dalej, nudno, ale przynajmniej rozmowa jakaś płynie. Wiedziałam, że dobrze wyglądam. Wiedziałam, że zaraz mnie weźmie za nogę. Zgrabnie niczym dzika łania uniknęłam tej ręki na nodze, czy innego gestu uciekając do dziecka. I tak, udało mi się pokombinować, że jedyną osobą, którą trzymałąm za rękę była słodka DeeDee. Była też dla mnie wyśmienitą wymówką, na szybki  powrót do domu.


A moja mama się pyta: "i co? i co?"
- ...
- Co ci wszyscy faceci w sobie mają, Jani, że żaden ci się nie podoba?
- Właśnie nic w sobie nie mają.

Pozdrawiam, dziewczyny.
Jani.

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Ja, (a) niania.

Zamieściłam w Internecie ogłoszenie. Ogłoszenie, że zajmę się dzieckiem, pouczę angielskiego, 8 zł za godzinę.

Dzisiaj zadzwoniło do mnie takie młode małżeństwo, z dzieckiem, że tak. Żebym się nim zajęła. Jak się możecie domyślić był to właśnie krępujący telefon (jak tu szybko powiedzieć, "o której Pani pasuje", jeżeli nie wiesz czy rozmawiasz z facetem czy z kobietą???). Czy, a czy, a synek, dwuletni, a przyjdźcie za godzinę, a gdzie.

Mamo, Tato, będę miała dziecko. Będę może nianią, a synek, a za godzinę. Mamo, czy mam im zrobić kawę w kuchni? Tak, trzeba kuchnię posprzątać. Posprzątałam, dla wzmocnienia efektu mama mi pomogła. Psa zamknęliśmy, a przyszli z 20 minut wcześniej (To oni? To oni?), więc wciągając dżinsy na nogi i na szybkości zapinając pasek, bez okularów otworzyłam im drzwi i zaprosiłam do środka.

Są naprawdę młodym małżeństwem. Ona niziutka, oczy mocno pomalowane czarną kredką, grube skarpetki i buty na obcasiku. Mama. Wyciągam rękę, przedstawiam się, ona chyba nie, albo zapomniałam jak ma na imię. On, młody, wesoły, krótkie spodnie od dresu.

Pierwsza krępacja, pierwszy zgrzyt. Buty.
Z butami to są zawsze jaja. Tak to jest, że zawsze jest "a nie ściągaj, nie wygłupiaj się!!! ", a osoba jak chce to i tak ściąga. Niby jak przyjaciel to ściąga, niby jak jest impreza to nie ściąga, a co jak jest impreza z samymi przyjaciółmi? Co jak buty ma gospodarz? A na Wigilię, jak rodzina się stroi sama dla siebie?  Dla uniknięcia tego konfliktu czasami zakładam takie balerinki, które równie dobrze mogłyby być kapciami.
 - Czy mamy zostawić buty?
- Jasne.
Ściągają.
- Miałam na myśli, żeby Państwo zostawili na sobie! Nie musicie ściągać.
- Nie ściągaaaaać! - krzyczy mama zza ściany.
I ściągneli, a mi głupio.

Ona usiadła, on stał, patrzył na synka, ja kucnęłam do małego Bąbla, żeby zrobić dobre wrażenie, opiekuńcza, sympatyczna, zainteresowana. I tak, nie wiedząc, o czym mówić gadaliśmy. Oni są mili, ja biorę 8 złoty za godzinę. Zostawili mi Bąbla na chwilę, nie płakał za dużo, trochę tęsknił. Na szczęście nie zrobił siku, ani dwójki, bo nie wiedziałabym jak się zachować. To jeszcze dopracuję, zanim pójdę się nim opiekować.


Tacy mało przejmujący wydali mi się ci rodzice.
Jak z przekąskami?
A wszystko je.
Ona powiedziała, że jesteśmy młodzi, mówimy sobie na ty.I chwilę nam zajęło zanim się przyzwyczailiśmy.


Bąbel bawi się sam. Posadziłam go sobie na kolanach, pokazałam kalkulator i zamykane pudełko i czytałam sobie coś w Internecie. Nie wiem, co będę mogła robić tam u nich.
 
Ostatnim zgrzytem, zgrzytem na odchodnym było jak ojciec trzymał Bąbla i powiedział mu, żeby dał mi buziaka. Ucałowałam to śliczne dziecko, mówiąc "o jej, mogę?", a teraz boję się, że ojciec miał na myśli, żeby Bąbel przesłał mi buziaka (jedna z rzeczy, obok tańczenia i robienia "brawo", którą popisują się dwulatki). A nie całuje się obcych dzieci przecież. Ups.

Jani.

Ja, a mój brzuch.

Nie lubię aktywności fizycznej. Czasami, często czuję jak w moich żyłach płynie gęste lenistwo.
Chociaż dzisiaj poodkurzałam swoje autko po Woodstocku i mamy autko (dostałam za to dychę). Dzisiaj rozpakowałam też z wielkim wysiłkiem i poukładałam w szafie ciuchy, które oddała mi Gruszka. Niedawno też, zmusiłam się, żeby wyjąć zalegającą w portfelu obcą walutę, która przez miesiąc po wyjeździe przeszkadzała mi w wydawaniu pieniędzy, ciążyła mi i robiła wrażenie pełniejszego portfela.

Jak już mam się ruszyć, to mogę ewentualnie zatańczyć (wyobrażając sobie widownie wyginać się w piwnicy do piosenki "Dog Days Are Over" Florence And The Machine) albo pójść "na balety", ale z tym jest cieżko, bo późno w nocy przyzwoite dziewczyny nie chodzą, a jak już przekonam rodziców, to te kalorie, które wytańczę zaleję i zrównoważę wypitym słodkim Martini. Kiedyś chodziłam na Zumbę, ale to pieniążki, a pieniążków nie mam, bom leniwa, a leniwym daleko do pracy.

Mi w weekend się mnie pytał, czy pójdę na basen. Nie poszłam, bo nie lubię aktywności fizycznej.

No i tak wychodzi, że rośnie człowiekowi brzuch. Powtarzasz cztery słowa, we wszystkich odmianach (wziąć się za siebie, trzeba wziąć się za siebie, jak pójdę na studia to wezmę się za siebie, powinnam wziąć się za siebie). Wolałabym wziąć się za ręcę (Słońce!) niż wziąć się za siebie. Mogłabym jeszcze ewentualnie wziąć coś na siebie, na chłodny wieczór moją czarną, ortalionową kurteczkę, ale tak trudno jest samemu wziąć się za siebie!

Rośnie mi brzuch. Taki brzuch od piwa. Od piwa i kawy ("Mamo, a co to mleko do kawy takie mało tłuste??") z ciastem. Nie odmawiam sobie. Jak położę rękę na plecach i chodzę szeroko to możnaby pomyśleć, że jestem w ciąży. W ciąży stąd te zmiany nastrojów apetyt i wredota! To dziewczynka? Nie, nie to tłuszcze. Tłuszcze nasycone? Nienasycone. Wiecznie nienasycone.

Tak bym chciała żywić się zdrowo. Żywić urazę do czipsów i chrupek. Twu! Aspartam! Twu słodziki, gumy do żucia, frytki, pizze, hamburgery! Od tego człowiek się robi zmęczony! Od tego cie cały czas boli głowa! I cera brzydka i wzrok słaby i męża też trudno znaleźć. Wyznawać wyższość soku pomarańczowego nad colą. Wina nad piwem. Kalafiora i kaszy nad makaronem i brzoskwini nad orzechowcem. Prawda jest taka, że jak z Marchewą wyszłyśmy na rower to skończyło się na lodach z Lidla na ławce, a zawsze znajdę sobie wymówkę, żeby napić się coli na zmęczenie, albo na ból głowy.

Zrobię sobie herbatę. Może czerwoną, w końcu trzeba się wziąć za siebie.

sobota, 6 sierpnia 2011

Ja, a Kryzys Wieku Średniego i chłopaki.

Wracając wczoraj z przystanku Woodstock zabrałam kumpli rodziców Gruszki. Są po pięćdziesiątce, ale nie wiadomo ile im liczyć lat, bo można powiedzieć, że są młodzi sercem. Nazwijmy to Kryzysem Wieku Średniego.

Kryzysy wracali z nami koło drugiej. Poszłyśmy się z nimi rozmówić, o której mieliby ochotę kończyć imprezę. Usłyszałyśmy, że mogą i bawić się do piątej. Wiarygodność tego stwierdzenia podsycały kolorowe włosy, pomalowane właśnie na tą okazję. Kryzys kupił sobie też bączka, który wystrzeliwuje się na 20 m wysoko i świeci. Czy wasi rodzice kupiliby coś takiego? Albo miecz świetlny, który Kryzys kupił w zeszłym roku?

To byłoby jeszcze nic, może chcą się pobawić (zastanawiałyśmy się z Gruszką, co oni tam właściwie robią przez tyle godzin, jak oni nie piją? spacerują? słuchają muzyki?). Kryzys nie zamyka się. Podróż zajęła nam około godziny. Zdążył przerobić wszystkie tematy, od standardów - prawo jazdy i muzyka, do bardziej specjalistycznych: natężenie hałasu u takiego kolegi w mieszkaniu, którego sąsiadem był ktoś z prasą do produkowania plastikowych sztućców. Te 48 kilometrów, przed trzecią w nocy, z tym głupim gadaniem wydłużyło się do mniej więcej 80 kilometrów. W radiu leciała Kryzysowa Narzeczona.Wysadziłam w końcu Kryzysa i jego dopełniającego kumpla, który najwyraźniej pełnił w tym związku rolę ucha, odwiozłam Gruszkę i do domu! Do domu!

Czekałyśmy chwilę na Kryzysów, bo zaczęło nam się nudzić. Kombinowałyśmy trochę, żeby posiedzieć z Chiquitą, kolegą Geografa, który pełnił rolę najfajniejszego faceta w towarzystwie. W końcu zapodział się gdzieś na tych festiwalowych polach, a właściwie poszedł na wódkę, co zostawiło nas z bandą pijanych facetów i muzyką z samochodu.

Był Eric i jego sąsiad Misiek. Chłopaki są bardzo zżyci, to też śpiewali piosenkę Blood Brothers. Misiek jest od nas 3 lata młodszy, co nie przeszkadza mu mnie podrywać po pijaku, czyli na każdej imprezie, na której jesteśmy oboje. Jest uroczy i milutki, ale mógłby być 5 lat starszy ode mnie, a nie 3 lata młodszy. Jest takim miśkiem, że trudno mu się oprzeć, a okrasznony piwami staje się całkiem odważny. Trudno mu się oprzeć, kiedy sprawia, żebym się uśmiechnęła, żeby znaleźć dołeczek na moim policzku, żeby mnie w niego pocałować. Nie wiem, czy jest to najsłodsza rzecz, jak mnie spotkała, ale na bank mieści się w pierwszej piątce, jak nie trudno się domyślić nie mam, jako Młoda Panna dużo sytuacji do wybierania i nie powiem, że ktoś inny mógłby mi tak robić.Gruszka straszy mnie, że to zakrawa na pedofilię, także dajmy sobie spokój z Miśkiem.

Kiedy poszliśmy po tych Kryzysów i wypatrywałyśmy tych kolorowych włosów u pięćdziesięciolatka w tłumie pijanych panków to podszedł do nas koleś i zagadał. Wyglądał całkiem normalnie, gadał trochę nudno i w końcu dałam mu numer telefonu. Dałam prawdziwy, bo Gruszka akurat rozmawiała przez telefon i nie wiedziałam, czy nie będzie chciała się z nim skontaktować. Powiedziałam, że to kontakt do nas obu, bo znam tych wszystkich chłopaków, którzy zagadują do nas obu, bo chcą numer Gruszki.  I nie myliłam się, dzisiaj Artur napisał, jak się dowiedział, że to ja to przeczytałam, że mu chodziło raczej o koleżankę o ładnych ciemnych oczach, przepraszam. Uoch nosz! A co to ja jestem! Nie ważne, że sama dałabym mu fałszywkę, że wcale mi się nie podobał. Serce mi pękło wzdłuż starej blizny, ale napisałam, że wiem i podałam gościowi ten numer. Nie ma gorzej niż ona jest lepsza.

Jani

czwartek, 4 sierpnia 2011

Ja, a Gorący Enrique.

 Są takie chwile Samotnych Kobiet, Młodych Panien i Starych Panien. Kiedy nie wiadomo dlaczego jest się zdesperowaną. Polecę Wam coś, co pasuje do kolejnego ostatniego ciastka przed przejściem na dietę. Albo do wieczoru smutnych filmów i piosenek. Na dołek.

Moim ulubionym zespołem jest Radiohead. Lubię Beatlesów i młodego, brytyjskiego rocka. Posłucham Florence And The Machine, a na imprezach mogę docenić ewentualnie siłę przekazu Iron Maiden. Owszem, ulegam, jak każdy czarowi Adele, Laury Marling itd, ale nie jestem szaloną fanką RMF FM, nie przepadam za popularną muzyką.


Nie ważne jak bardzo jesteś offowa. Nie ważne jakim jesteś chłodnym hipsterem. Możesz chować to głęboko w sobie, możesz zaprzeczać. I nie ważne, czy podobają ci się blondyni czy bruneci. Czy miśki, czy chudziutkie chłopaki. Czy jeszcze masz fascynację chłopcami jeżdżącymi na deskach, czy podobają ci się obcięte na krótko łobuziaki, czy doceniasz męskich facetów z kilkudniowym zarostem (mniam!).


Tak, czy inaczej wiesz, że Enrique Iglesias jest nie lada ciachem.





Wczoraj moja dobra koleżanka, nazwijmy ją Marchewa, zdradziła mi swoją guilty pleasure.
Oglądanie, jak Gorący Enrique śpiewa "Hero". Gorący Enrique niemalże mechanicznie już wybiera dziewczynę z widowni, stawia ją na scenie i jest jej hero przez cztery minuty trwania piosenki. Na każdym koncercie podobnie, najpierw do niej śpiewa, potem z nią tańczy, przytula ją i miętosi, żeby na końcu ją pocałować. Tak, w usta.

Dziewczyny, które nie zdają sobie sprawy, że w ich życiu nie będzie już nigdy lepiej, trzęsą się, śmieją, płaczą, prawie mdleją i wydaje się, że zaraz roztopią się z ekscytacji. Niektóre są przerażone, inne płoną od Gorąca Enrique, jeszcze inne poprawiają sobie cały czas włosy.


Tu Gorący Enrique jest trochę mniej gorący, bo lacha jest młoda.



Może i gorący Enrique bawi się sercami tych nastolatek, ale spełnia też marzenia. Oglądanie "Hero live" jest niewątpliwie sposobem na letnią depresję, jesienną depresje i na te zimowe. Nawet jeżeli jesteście szaloną Rasta Girl, to każda chciałaby, żeby Gorący Enrique był jej Hero, śpiewał jej do ucha i rozmiękczył serduszko. Jest trochę siara, to w końcu Iglesias (to on ma tą piosenkę z ping pongiem??!). Ale przecież po to jest Enrique, to jest jego miejsce w popkulturze. 

A co do Marchewy, to z Gorącym Enrique łączy ją specjalna więź (ta sama data urodzenia). Ja twierdzę, że Marchewa sekretnie podkochuje się w Gorącym Enrique, ale też myślę, że on ją kiedyś pocałuje.

środa, 3 sierpnia 2011

Ja, a 25 lat gwarancji na płastkie dno.

Mam fajnego kumpla z Warszawy, nazwijmy go Geograf.  Uwielbiam go, a łączy nas czystsza przyjaźń niż z każdym z moich kolegów. W naszej historii nigdy nie było romansów ani iskrzeń ani ze mną ani z Gruszką, czego nie można powiedzieć o chyba o 80 % naszych kumpli (trudno ich zdefiniować) i 100% naszych innych męskich frędów, bojfrendów, czyli przyjaciół.

Umówiłam się z Geografem na herbatę, spotkaliśmy się w McDonalds (zwołałam też Gruszkę i Rembrandta), a skończyło się na Piwie (na czymże innym??) na Barce (a gdzież indziej??).
W Maku na kasie stał akurat Jajek i częstował oklapłymi jak Macdonaldowskie frytki żarcikami, po drodze zaszliśmy po chińskie jedzenie z sosem Bolognese, którego nikt w końcu nie zmęczył, a wszyscy zrozumieli, dlaczego 0,5 kilo kosztuje tylko 6 zł (słownie pięć dziewięćdziesiąt dziewięć). A na Barce Pani po prostu chciała ogarnąć i przyniosła nam inne z kolei frytki, dobre zamówienie.

Przyjazd Geografa związany jest z ze zbliżającym się Woodstockiem,  odrobiną brudu, smrodu i ubóstwa w naszych poukładanych, lub mniej, życiach. Dla mnie Wood.. wiąże się z okazją do spotkania Słońca. Próbuję wplątać go w swój plan dnia, zaaranżować spotkanie. Pewnie wyjdzie jak zawsze. Spotkamy się i nic. - "I'll be waiting with a gun and a pack of sandwiches and nothig" Nie rzucę mu się na szyję, powstrzymam usta od obsypania go buziakami. Pewnie nawet się powstrzymam albo odstraszę od gadania. Och, czy on kiedykolwiek czuje jak nasze ręce przyciągają się siłą fizyczną, elektromotoryczną?

Więc Geograf miał jechać do Kostrzyna podróżą z problemami kolejowymi, żeby spędzić krótką, niewyspaną noc w nagrzanym namiocie, a ja zadzwoniłam do rodziców, pytając, czy mogę z nimi wbić się na tą kolację za darmo, co idą za to że mama odpowiedziała przez telefon na kilka pytań (Jak często Pani robi zakupy???). Dostaliśmy też tygodniowy  pobyt nad morzem. Kolacja okazała się marnym, twardym kotletem wśród prezentacji garnków i maszyny, która wszystko sieka i kroi. Prezentację prowadziła jedna z tych kobiet, na które najchętniej mówi się Ta Babka. Ta Babka najpierw mieliła i memłała i czyniła cuda na kiju przy pomocy blendera. Zupa, lody, majonez, nosorożce, wodospady. Dawała próbki, więc nie nudziło mi się. Po tym marnym posiłku z marną marcheweczkową surówą, która przypominała naszą naiwnośc,  prezentowała garnki, gary i patele. Co można robić, o jaki omlet. Tu przypalę mleko, tu nie przywiera.

W pewnym momencie wyciągnęła widza, gościa, który wyraźnie przyszedł tylko z żoną, próbował się wykręcić, że nie zna się na kuchni, ale pokazała mu jak szybko garnek się nagrzewa właściwie smażąc jego dłoń. Potem nie było już nic ciekawego, więc strzelałam oczami do najmłodszego faceta na sali.

Nie, nie zdecydowaliśmy się na żaden z Garów, mimo, że nic a nic do nich nie przywiera, a pokryte są diamentową otoczką,  za to spodobała mi się zupa ze zmielonego wrzątku z owocami.

Dajcie znać, że czytacie, albo że nie czytacie.
-Jani

Ja, a nasza Barka.

Czy zdarza się wam zrobić tak, że upijacie łyk gorącej herbaty, żeby popić nim tabletkę. Jak już jest ostudzony w buzi to biezrzecie tabsa i okazuje się, że herbaty jest mało, a jest za gorąca żeby jeszcze wypić? Wtedy jest ta nieprzyjemna sytuacja, kiedy człowiek zaczyna panikować z tabletką w ustach, połknąć, czy nie połknąć, a owa tabletka zaczyna się rozpuszczać, straszy już swoją gorzkością.

Mamy swoje miejsca. Chodzimy Na Piwo najczęściej na Barkę. Można z przybliżeniem przyjąć, że zawsze się tam spotykamy. Siedzi się na dworze, koło rzeki, przyjemnie.
Jak w amerykańskich filmach, ekipa nas już kojarzy. Kto nie chciałby mieć takiego swojego miejsca? Tak jak w "Przyjaciołach", jak w "Jak Poznałęm Waszą Matkę", tak jak w "6 w pracy" i "Aparatce".

No i w tym naszym miejscu siedzą już chłopaki - Rembrant i Eric. To też koledzy z naszej szkoły. Nasi przyjaciele, których znamy i lubimy od zerówki (~1998). (Nawiasem mówiąc, Rembrant ściął sobie teraz włosy na irokeza i jako taki nasz punk wygląda hmm... całkiem)
Pani z Barki dziwiła się więc, że dzisiaj nie Martini, kiedy zamówiłam mojego Desperadosa. Za pierwszym razem wszyscy się dziwili, że piję Martini, że odwala, że burżuj, wróciła z wakacji i masz! Spróbujcie kiedyś zamówić coś innego niż piwo i wszyscy to skomentują. I będą mówić "co masz?".
Wzięłam tego Desperadosa, a chciało się, bo było gorąco, a ja się za ciepło ubrałam. Co mi to jedno piwo powędrowało prosto do głowy! Do mózgu i dalej tam mieszać zmysły! Uśmiałam się po tym Desperadosie, uchachałam, co nie miara. Rzadko się zdarza, żebym dużo wypiła, rzadko się też zdarza, żeby jeden Despero w gorącym, letnim, sympatycznym dniu tak poprzekręcał mi we łbie.



Przed Barką, zanim 95% naszych spotkań kończyła się piwem chodziliśmy do McDonalds. Chłopaki nie czuli skrępowania siedząc przy stole, nie zamawiając nic przez pół godziny i czekając, aż wszyscy się zbiorą.
Ale teraz jesteśmy straszne pijaki. Śmieszny pijak, skąd go wziąłeś?

Pozdrawiam, cieszę się, że zobaczyłam jakiś odzew.
Jani

wtorek, 2 sierpnia 2011

Ja, a leniwy, leniwy dzień i włosy na nogach.

Jak są takie dni, że 80% czasu spędzasz śmierdząc. Znacie takie dni?

Wczoraj wstałam co prawda, ale zamiast umyć się jak człowiek ubrałam się i pomalowałam na szybkości, ponieważ miał do mnie przyjechać Jajek. Jajek to mój kolega z liceum, który na mnie leci, ale ja na niego niekoniecznie. Biedny chłopak, ale takie jest życie.
Jajkowi trudno czegoś odmówić, bo nie pyta się mnie wprost, czy pójdziemy na randkę, będziemy trzymać się za rękę i całować, ale pyta się czy spotkamy się pograć na gitarze, co nawet nie jest randką .
A ja nie umiem powiedzieć nie, więc wymyślam i kombinuję, że nie mam czasu.

Jajek przyjechał rano po kurtkę, którą zostawił u mnie na imprezie. Potraktowł mnie z rana żartem tak suchym, jak skóra na kolanach i łokciach (udawał, że mu się zbił wyświetlacz w telefonie, a to była tylko taka aplikacja). Przyszedł, ja mu dałam kurtkę (potem bawiłam się wieszakiem), wyciskając i siebie słowa komentowałam jego wypowiedzi i tak przeszła krępująca do bólu rozmowa zakończona bardzo, mega krępującym, embarassing pozegnaniem.
Pożegnania bywają krępujące, kiedy nie wiesz, czy się do kogoś przytulić, w ile policzków pocałować i który najpierw, kiedy nie wyjdzie uścisk dłoni. Jajek nie wiedząc co ma zrobić przybył mi piątkę. Serio. Pojechał.

Byłam już pomalowana i nie chciało mi się kąpać, chociaż na mojej głowie ciążył nieład i nieestetyka mojej kilkudniowej fryzury. W formie błam kiepskiej. Cały dzień przebimbałam kręcąc slalomem pomiędzy dresem, a bluzą, kocem, a serialami, telewizją, herbatą.

Czułam się jak zapuchnięty, śmierdzący potwór z bólem brzucha i pryszczem wielkości małej ciężarówki na lewym policzku. W takich dniach czujesz się gruba i brzydka. Nudzi ci się, ale też nic nie chcę.

Pod wieczór poczułam się trochę bardziej kobieco. Zdecydowałam się zrobić pastę cukrową do depilacji. Tak jak dziewczyny na Youtube. Wycisnęłam soki z wszystkich cytryn w domu (wszystkich jednej) i pojechałam moim tekturowym, błękitnym autkiem do sklepu.

Moje zakupy, podpaski, cytryny, herbata z granulatu (fuj, świństwo fuj, sam cukier, kaloryczne, czy E150 to tylko karmel?). Musiałam wyglądać jak Rockman, Rockwoman, bo miałam czarne spodni, ciemną rozszerzaną koszulkę i dramatyzm moich włosów częściowo przykryty moim kapeluszem. Co prawda nie miałam makijażu. Nawet chciałąm się pokazać takiemu chłopakowi z Gimnazjum/Podstawówki (Artysta), bo kręcił się po sklepie. Ciekawe czy mnie rozpozna? Czy pamięta mnie dlatego, że moja Mama pracowała w naszej szkole.  Artysta był od nas trochę starszy, nawet nas straszył, ale teraz nie widział mnie w Inter Marche (Inter Marche Super i lubisz za ku py).
Mój Rockwoman image pomógł mi, kiedy podjechałam do sklepu wymienić 17 butelek po piwie z mojej Domówki. Pani nie przyjęła wszystkich (nie wzięła tych po Gorzowiaku i tych, z których ktoś zachęcony dotykim zimnego szkła i znudzony rozmową odkleił etykietkę, a było takich butelek z sześć), wyrzuciłam je na szkło, ale i tak zarobiłam 3.75 Pe eL eN (słownie: trzy siedemdziesiąt pięć).

Sokiem z jednej, najszczęśliwsze z kupionych cytryn napełniłam szklankę do jednej czwartej. Kocham matematykę (szczerze, nie sarkastycznie).Gotuje się ten cukier, sok z cytryny i wodę i gotuje. Robi się pasta, gorąca. Nie chce się czekać, aż wystygnie, trochę się sobie patrzy nogi. Trochę się poklei otoczenie w pokoju, ale wreszcie czujesz się bardziej kobieco. Like a woman. A boli mniej niż woskiem.

Ciekawe jak by było wyrywać włosy z nóg Słońcu. Słońce jest sportowcem, może kiedyś musiałby ogolić nogi tak jak Tic Tak (tak nazwę chłopaka, który podrywał mnie całe liceum, ale nigdy nie zaprosił mnie na randkę, wydaje mi się, że dlatego, że jest ode mnie nizszy (jest?)). Gdybym była obok mogłabym Słońcu ugotować pastę cukrową.

A Pan QQ, któremu bałam się pół dnia, że będę mu w moim RockWoman imadżu tłumaczyć gdzie jet poczta, wysłał esemesa (o jak fajnie, że nie zadzwonił), że due to problems with train nie przyjedzie.


Adresuję się dalej w pustkę, nikt nie czyta. Pokazała bym bloga Rembrantowi, mojemu przyjacielowi, on mnie zawsze wspiera, odczytuje każdego jednego linka jakiego mu prześlę i mojemu bratu - Mi, który też by sobie podczytywał, ale jak mam tu pisać o Jajku i o Słońcu i o innych, to przecież się podomyślają.

A chciałabym się tymi historiami dzielić z kimś więcej niż tylko ekranem i moim stylowym, retro makijażem bloga (często-gęsto wchodzę i oglądam tą czcionkę i kolorki, bardzo bardzo mi się podobają).

A na taki dzień i taki post taka piosenka.



Pozdrawiam próżnię,
Jani.

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Ja, a młodopanieństwo.

Boli mnie brzuch, dostałam Okresa. Dobra, okres, menstruację, Czerwony Alarm. Jak się tego boicie to wyłączcie przeglądarkę, komputer, zgaście światło. Natchnęło mnie to i natycha do dziewczęcych rozmyślań

Gdybym była Starą Panną to powiedziałabym, że każdy okres to moje ciało, które przypomina mi, że domaga się dziecka. Bardzo łatwo mogę sobie wyobrazić, jak cierpię z powodu całych połąci miłości, które tkwią w moim ciele i nie mają w kim się ulokować. Mogę pomyśleć o tym silnym pragnieniu rodziny i faceta, o tym co przeżywają nie takie znowu stare dziewczyny. 

To o staropanieństwie. Ale ja nie jestem Starą Panną. Panną jestem, ale młodą. Nie mówi się, że jestem singlem, tylko że jestem dziewczyną.Spędzam wieczory pijąc słodkie herbaty, a nie cierpkie wina.

Ludzie nie mówią mi, że wreszcie mogłabym znaleźć jakiegoś faceta. Rzadziej radzą mi, żebym sobie kogoś przygruchała. Taka fajna dziewczyna, a sama. Ale poziom presji wywieranej przez rodziców i znajomych jest znacznie, znacznie mniejszy.

Słyszeliście kiedyś, że może powinniście obniżyć po prostu swoje oczekiwania? Ja słyszałam. No nie mam chłopaka! Jak ktoś się koło mnie kręci to mi nie odpowiada. Z resztą tak często się koło mnie nie kręcą. Dziwnym trafem moje długie nogi nie działają.

Słyszeliście kiedyś, że może po prostu jesteś za ładna i ich wszystkich odstraszasz? Że boją się zagadać, podejść, przywiązać. Ja słyszałam. Wiem, że to okrutne, przebrzydłe kłamstwo, które ma pocieszyć dziecko.

Tak jak Stara Panna, jako Młoda Panna mogę słuchać Bjork, Protishead i Radiohead. Mogę twierdzić, że jestem Singlem z wyboru. Mogę chodzić na imprezy sama. Mogę na spacery chodzić z Gruszką, a do kina z przyjaciółmi. I udawać, że nic nie brakuje. 

Stara Panna boi się zostania jeszcze bardziej starą, przejścia do następnego etapu - tak stara panna, że mówi się o niej Samotna Kobieta.  Dla Młodej Panny następny etap do dopiero Stara Panna, nie ma co rozpaczać. Nie mówię, że jestem najsamotniejszym człowiekiem na Ziemi, po prostu mówię, ze czasami lepiej by było mieć kogoś u boku.

Wszystkim dziewczynom i kobietom, które jeszcze są na etapie czekania, poszukiwania życzę, żeby nie poddawały się presji rodziny ani znajomych. Życzę, żeby wszystkie "Ty byś sobie wreszcie znalazła jakiegoś faceta!" przechodziły im koło uszu. Nie życzę wam Faceta, tylko tego, żebyście umiały, silne kobiety, żyć bez niego.

Dla Singielek.
- Jani.