Nie wiem, czy to zdrowe, blogowanie zaraz po imprezie. nie wiem też, czy jestem dobrą współlokatorką, skoro nie powstrzymuję się od włączenia komputera po pierwszej w nocy. Jakby tego bło mało nie mogę znaleźć w ciemnościach mojej pidżama tops- dużej koszulki Radiohead (na tyle dużej, że mieszczę się w niej z łokciami - koszulki mojego brata, nie chłopaka, na tej płaszczyźnie żadne nowe koszulki się nie szykują) i będę musiała wystawiać sen Mary na próbę.
Ale mam ochotę opowiedzieć o jednym uśmiechu. Niepokoi mnie też nasza, mieszkaniowa sytuacja z papierem toaletowym.
Dzwon jest very special. Na tyle special, że można dać mu heart for Christmas this year, żeby uratować się od łez. Dzwon jest wysoki i ładny, jest takim pieknym człowiekiem, że tęskni się do domu jak się go widzi i taki, w tej swojej prostej urodzie, że przypomina się letnia łąka. Jest wysoki, a na dodatek dobry i fantastyczny. Powiem wam, że dzięki Dzwonowi wierzę w porządnych mężczyzn.
Papier toaletowy w szczeniaczk skończył się właśnie dzisiaj, a ja, nie zadbałam o to, żeby zawsze było coś w zapasie i teraz boję się, że wina za brak podstawowego środka do życia spadnie na mnie, albo gorzej - że ktoś mnie nakrzyczy.
Nie będę ganiać za Dzwonem, o nie. Nie dość, że Słońce kołacze mi się jeszcze, od czasu do czasu na tyłach głowy, jak kac, o którym się zapomniało, to Dzwon zostaje za granicą przyjaźni, ponieważ wyczuwam między nami chęmię na poziomie zerowym - daleko za granicą przyjaźni, nigdy nie pali mnie skóra po tym, jak go dotknę, mogę śmiało wziąć go za rękę bez mentalnego oparzenia i bez omdlenia z ekscytacji (nawet z piwem we krwi), jak bywało. Nie jestem zainteresowana. Już nie wspominając, że ma dziewczynę.
Nie wiem, czy nie przyjdzie mi jutro rano (matematyka na 10.00, ale wstać muszę wcześniej i zadbać o fryzurę, ciągle szykuję sięjak głupia i udaję, że jest po co) lecieć do pełnej przecen Biedronki po miękki papier toaletowy. Dwuwarstwowy.
Na dodatek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz