dinosaurs roam the earth

dinosaurs roam the earth

czwartek, 22 grudnia 2011

Ja z dwoma torbami.

Pakuję się pół ranka. Pakuję się na Święta i jadę home. 



Że też nei mogłam wyjść dwadzieścia minut wcześniej! Teraz to Budyń wstał i pojawia się problem, jak mam się z nim pożegnac. Tak to chciałam sprytnie zostawić kartę na stole w kuchni - niespołecznie, bezpiecznie. W końcu we only said goodbye with words, uff i poszłam!

Cisnę do domu na Święta. Ja, z ogromną torbą z ciuchami do prania, z ciepłymi sukienkami na Święta i z sukienką na Sylwestra, w którą nie wiem, czy się po tych Świętach zmieszczę.

Cisnę na autobus, potem na wf (nie mogłam sobie odpuścić nawet przed Świętami) ale na szczęście przystojny Pan Wuefista (z obrączką), który czasami mignie mi w super obcisłych spodniach do biegania lub bez koszulki (jest bardzo przystojnym Panem Wuefistą z ciałem Enrique Iglesiasa)  poprowadził zajęcia relaksacyjne  (napnij i puść prawą nogę.). Potem, cała zrelaksowana na autobus i tramwaj z dwoma torbami.

W rzeczonym tramwaju, zdarzyło mi się to pierwszy raz, musiałam wyglądać na nieźle sfatygowaną, bo gościu ustąpił mi miejsca. Może i był trochę zdziwiony, kiedy się obróciłam, że na buzi nie mam jeszcze dwudziestu lat. Powiedziałam, że super, że dzięki i zaczęłam się zastanawiać, czy jest kominiarzem, bo był dziwnej czapce.

Poszłam z moimi torbami z sukienkami, książkami i laptopem jeszcze zjeść. Zdrowo. Do Green Way'. Niby kotlet, a z kapusty. Potem napieram, w tym śniegu, w korzuchu, bez rękawiczek, o mi gorąco.  Z dwoma torbami, z sukienkami, z książką i ze swetrami i legginsami. Mam ochotę zrobić przerwę na tym śliskim chodniku, układam sobie te ogromne torby jak najlżej na moim przystosowanym do noszenia dzieci na biodrze ciele. Ledwo ledwo. Kubuję bilet i sok pomarańczowy i wreszcie.

Wsiadam wcześnie do pociągu, młody chłopak się przysiada. W pociągu zimno, boli mnie głowa, dwa siedzenia dalej siedzi chłopak, który ma łade ręcę, ale nie zwracam na to uwagi i jadę dalej. Gruszce odpisuje na esemesa, że nie, nie wiem, co z nami jest nie tak, że nie mamy chłopaków. Może jesteśmy zbyt piękne.

Przesiadam się i w zatłoczonym szynobusie siadam koło jakiejś lachy z tipsami, która ciągle wygląda na wyświetlacz. Nie wiem co ona sprawdza, naprawdę. Wysiada ze mną, w Gorzowie, ale patrzy co chwilę. Może sprawdza, kto ma imieniny! Na pewno, ale denerwuje mnie to, bo przysuwa się za blisko, na moją intymną strefę powietrza. Wyciągam laptopa.

Macham jeszcze konduktorowi, dumna z mojej ciągle nowej legitymacji sudenckiej. Trochę mi wstyd odpalać Pasjansa Pająka, bo nagle wszyscy ludzie patrzą mi przez ramię. Robię to, co się robi nie mając Internetu. Porządkuję sobie pulpit.

I juz spotykam się z Tatą, kładę olbrzymią, mokrą, brudą torbę z sukienkami, legginsami i swetrami na jasne siedzenie w nowym samochodzie Taty. Jestem w domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz