dinosaurs roam the earth

dinosaurs roam the earth

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Ja, (a) niania.

Zamieściłam w Internecie ogłoszenie. Ogłoszenie, że zajmę się dzieckiem, pouczę angielskiego, 8 zł za godzinę.

Dzisiaj zadzwoniło do mnie takie młode małżeństwo, z dzieckiem, że tak. Żebym się nim zajęła. Jak się możecie domyślić był to właśnie krępujący telefon (jak tu szybko powiedzieć, "o której Pani pasuje", jeżeli nie wiesz czy rozmawiasz z facetem czy z kobietą???). Czy, a czy, a synek, dwuletni, a przyjdźcie za godzinę, a gdzie.

Mamo, Tato, będę miała dziecko. Będę może nianią, a synek, a za godzinę. Mamo, czy mam im zrobić kawę w kuchni? Tak, trzeba kuchnię posprzątać. Posprzątałam, dla wzmocnienia efektu mama mi pomogła. Psa zamknęliśmy, a przyszli z 20 minut wcześniej (To oni? To oni?), więc wciągając dżinsy na nogi i na szybkości zapinając pasek, bez okularów otworzyłam im drzwi i zaprosiłam do środka.

Są naprawdę młodym małżeństwem. Ona niziutka, oczy mocno pomalowane czarną kredką, grube skarpetki i buty na obcasiku. Mama. Wyciągam rękę, przedstawiam się, ona chyba nie, albo zapomniałam jak ma na imię. On, młody, wesoły, krótkie spodnie od dresu.

Pierwsza krępacja, pierwszy zgrzyt. Buty.
Z butami to są zawsze jaja. Tak to jest, że zawsze jest "a nie ściągaj, nie wygłupiaj się!!! ", a osoba jak chce to i tak ściąga. Niby jak przyjaciel to ściąga, niby jak jest impreza to nie ściąga, a co jak jest impreza z samymi przyjaciółmi? Co jak buty ma gospodarz? A na Wigilię, jak rodzina się stroi sama dla siebie?  Dla uniknięcia tego konfliktu czasami zakładam takie balerinki, które równie dobrze mogłyby być kapciami.
 - Czy mamy zostawić buty?
- Jasne.
Ściągają.
- Miałam na myśli, żeby Państwo zostawili na sobie! Nie musicie ściągać.
- Nie ściągaaaaać! - krzyczy mama zza ściany.
I ściągneli, a mi głupio.

Ona usiadła, on stał, patrzył na synka, ja kucnęłam do małego Bąbla, żeby zrobić dobre wrażenie, opiekuńcza, sympatyczna, zainteresowana. I tak, nie wiedząc, o czym mówić gadaliśmy. Oni są mili, ja biorę 8 złoty za godzinę. Zostawili mi Bąbla na chwilę, nie płakał za dużo, trochę tęsknił. Na szczęście nie zrobił siku, ani dwójki, bo nie wiedziałabym jak się zachować. To jeszcze dopracuję, zanim pójdę się nim opiekować.


Tacy mało przejmujący wydali mi się ci rodzice.
Jak z przekąskami?
A wszystko je.
Ona powiedziała, że jesteśmy młodzi, mówimy sobie na ty.I chwilę nam zajęło zanim się przyzwyczailiśmy.


Bąbel bawi się sam. Posadziłam go sobie na kolanach, pokazałam kalkulator i zamykane pudełko i czytałam sobie coś w Internecie. Nie wiem, co będę mogła robić tam u nich.
 
Ostatnim zgrzytem, zgrzytem na odchodnym było jak ojciec trzymał Bąbla i powiedział mu, żeby dał mi buziaka. Ucałowałam to śliczne dziecko, mówiąc "o jej, mogę?", a teraz boję się, że ojciec miał na myśli, żeby Bąbel przesłał mi buziaka (jedna z rzeczy, obok tańczenia i robienia "brawo", którą popisują się dwulatki). A nie całuje się obcych dzieci przecież. Ups.

Jani.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz